W dniu 16 stycznia 2019 roku otrzymałem smutną wiadomość: |
||||
W dniu 12 stycznia 2019 roku zmarł w wieku 68 lat mjr mgr inż. Jacek KULIŃSKI. Pogrzeb odbędzie się w dniu 16 stycznia w Nakle n/Notecią. |
||||
W tym samym dniu powiadomiłem Kolegów, z którymi Jacek służył w jednostce, ale nie było już możliwości, aby uczestniczyć w ceremonii pogrzebowej. |
||||
W dniu 21-go stycznia odbyło się zebranie naszego Koła nr 10 im. Ziemi Wałeckiej Związku Żołnierzy Wojska Polskiego, na którym przekazałem tą smutną wiadomość wszystkim uczestnikom zebrania oraz w krótkich słowach przypomniałem sylwetkę zmarłego Kolegi:
|
||
Ppłk w st. spocz. Grzegorz Rutkowski wspomina zmarłego mjr mgr inż. Jacka
Kulińskiego. |
||
"Szanowni Koledzy!
W dniu 12 stycznia 2019 roku zmarł w wieku 68 lat nasz Kolega
mjr mgr inż. Jacek KULIŃSKI.
Jacek Kuliński urodził się 29 grudnia 1951 roku w Bodzanowie w powiecie płockim.
Po ukończeniu Wojskowej Akademii Technicznej w dowództwie Pomorskiego Okręgu Wojskowego otrzymał skierowania do Wałcza.
W Wałczu w 1 pułku łączności stawił się w dniu 04 września 1973 roku i został skierowany na stanowisko technika samochodowego w II batalionie dowodzenia.
W latach 1977 - 1982 już w 2 Brygadzie Łączności pełnił obowiązki technika w kompanii remontowej (PSO).
W 1982 roku na własną prośbę przeniósł się do garnizonu Inowrocław, gdzie pełnił służbę do odejścia na emeryturę w stopniu majora.
Pamiętamy Jacka jak sumiennie szkolił kierowców i mechaników samochodowych, znamy wiele Jego rozwiązań racjonalizatorskich.
Bardzo serdeczny Kolega, zawsze służył pomocą, bardzo wiele zawdzięczają Mu dowódcy pododdziałów, gdyż wiele spraw związanych z kierowcami, z transportem i jego problemami rozwiązywał osobiście pomijając dowództwo batalionu.
Ostatnie nasze wspólne spotkanie z Jackiem było 28 czerwca 2007 roku w trakcie II-go Spotkania Pokoleń.
Ceremonia pogrzebowa odbyła się w dniu 16 stycznia 2019 roku na Cmentarzu w Nakle n/Notecią.
Cześć Jego Pamięci! Niech Spoczywa w Pokoju!
Proszę Kolegów o powstanie i uczczenie "Chwilą Ciszy" pamięć zmarłego
mjr mgr inż. Jacka KULIŃSKIEGO."
Uczestnicy zebrania "CHWILĄ CISZY" uczcili pamięć zmarłego Kolegi Jacka Kulińskiego. | Kolega mł. chor. w st. spocz. Józef Kozłowski zagrał melodię "ŚPIJ KOLEGO". | |||
Po zebraniu doszedłem do wniosku, że należy te wspomnienia o Jacku poszerzyć. Zwróciłem się do Kolegów z którymi razem służył w Wałczu i w krótkim czasie otrzymałem od Nich opracowania, w których wspominają niektóre epizody ze wspólnej służby wojskowej.
W Wałczu spotkaliśmy się z Jackiem po raz pierwszy we wrześniu 1973 roku. Wspomnienie o Jacku rozpocznę jednak od zacytowania Jego wspomnienia zamieszczonego w wydanej książce "HISTORIA JW 2016" pod redakcją ppłk rez. Marka Kiersztyna, w którym opisał swój pierwszy dzień pobytu w jednostce.
"Po
ukończeniu WAT dostałem w dowództwie POW skierowanie do Wałcza. Pierwszy dzień w
JW. 2016 Wałcz - wtorek 04.09.1973 rok. Zameldowałem się w sztabie jednostki.
Z gabinetu zastępcy dowódcy pułku ds. technicznych ppłk Władysława Szydełki
odebrał mnie dowódca II-go Batalionu Dowodzenia major Jan Tracz. Udaliśmy się do
Jego kancelarii, gdzie zostałem przedstawiony Jego zastępcom oraz inżynierom
batalionu. Z-ca dowódcy batalionu ds. technicznych kpt. Ryszard Joniec
stwierdził, iż dobrze, że wreszcie jest technik samochodowy, bo batalion właśnie
wrócił z ćwiczeń, ale jeden samochód został na poligonie, trzeba go wyciągnąć i
zholować do jednostki. Został przy nim kierowca i dwóch mechaników z warsztatem
B1/Sam.
Tak jak stałem w ubiorze wyjściowym (galowym) kazano mi jechać samochodem Gaz-69
na poligon między Wałczem a Nową Szwecją mówiąc, że kierowca zna drogę. Po
dojechaniu okazało się, że samochód Star-66 z kablami na skrzyni ugrzązł w
bagienku i ma spalone sprzęgło. Trzeba więc go wyciągnąć. Żeby się do niego
dostać musiałem zdjąć półbuty, zawinąć nogawki spodni i przebrnąć przez błoto.
Hol sztywny był za krótki, gdyż wtedy oba samochody stały w błocie i przeciążony
warsztat B1/Sam też grzązł. Kazałem wziąć go na wyciągarkę, ale ścięło bolce
zabezpieczające przekładnię wciągarki. Podjąłem więc decyzję o zawinięciu liny
holowniczej wciągarki na haki holownicze umieszczone na zderzaku i dopiero tym
sposobem warsztat B1/Sam stojący na twardym podłożu wyciągnął samochód z
kablami. Teraz umyłem nogi w strumieniu, założyłem skarpetki na mokro i półbuty.
Uszkodzony samochód warsztat B1/Sam wziął na hol sztywny i udaliśmy się do
jednostki. Po powrocie kpt. Joniec przedstawił mi zarys obowiązków technika
samochodowego II batalionu dowodzenia."
Tak rozpoczęła się praca nowo przybyłego technika samochodowego w II batalionie dowodzenia
ppor. mgr inż. Jacka Kulińskiego.
|
W 1975 roku obowiązki dowódcy II batalionu dowodzenia przyjął mjr mgr inż. Witold Kowalski, obecnie pułkownik w stanie spoczynku. Tak dziś wspomina zmarłego mjr mgr inż. Jacka Kulińskiego: |
|||
"W 1975 roku przyjąłem obowiązki dowódcy batalionu. W drugim dniu dokonałem przeglądu techniki będącej na stanie pododdziałów batalionu. Oglądając garaż i zaparkowane samochody zauważyłem brak logicznego ustawienia sprzętu zapewniającego mobilność batalionu. |
||||
Na moje pytania kierowane do dowódców kompanii i technika samochodowego batalionu uzyskiwałem odpowiedzi, że wszystko jest zgodne z wytycznymi służb technicznych brygady i poleceniami poprzedniego dowódcy batalionu.
Na drugi dzień zaprosiłem na rozmowę technika samochodowego batalionu, technikiem był podporucznik mgr inż. Jacek Kuliński absolwent Wojskowej Akademii Technicznej. Był w tym czasie jednym z dwóch absolwentów WAT o specjalności samochodowej w naszej jednostce. Podczas rozmowy omówiłem moje wczorajsze spostrzeżenia i wyraziłem swój pogląd na temat: garażowania samochodów, ich obsługę techniczną, kontrolowany i nadzorowany dostęp do samochodów, zadań mechaników samochodowych i szkolenia kierowców. Jacek słuchał uważnie i na moje pytanie w czym ma inne od mojego zdanie powiedział, że wielokrotnie zgłaszał przełożonym swoje uwagi, które pokrywały się z moimi spostrzeżeniami. Na koniec naszej rozmowy zadał mi pytanie, skąd moja wiedza na temat mechaniki samochodowej. Odpowiedź moja, że przed pójściem do wojska przez prawie cztery lata pracowałem jako mechanik samochodowy zaskoczyła Jego. Na zakończenie postawiłem mu zadanie, takie przeorganizowanie gospodarki samochodowej, aby spełniała warunki mobilności batalionu.
Zauważyłem, że Jacek z zapałem zaczął realizować ustalone zadania. Innowacje wprowadzane w przechowywaniu techniki na garażach zbiegły się w czasie z przydzieleniem batalionowi innych obiektów na przechowywanie sprzętu. Jacek wraz z mechanikami Jemu podległymi odnowił ściany budynku, udrożnił sieć ciepłowniczą, profesjonalnie urządził miejsce pracy mechaników, logicznie ustawił samochody, zebrał klucze od dowódców aparatowni oraz kierowców i umieścił je w przeszklonych szafkach. Podjął innowacyjne prace naprawczo szkoleniowe w wyniku których ustalił, że kierowca nie ma prawa wchodzić na garaże bez rozkazu wyjazdu lub karty obsługi. W obu przypadkach mechanik podległy Jemu podejmował decyzje o wydaniu kluczy od samochodu i zezwalał na wyjazd samochodu. Wymieniłem tylko niektóre przedsięwzięcia a było ich dużo więcej.
W wyniku przemyślanych działań inżyniera Kulińskiego obiekt garażowy batalionu był wzorem dla innych poddziałów, a Jacek stał się autorytetem w służbie samochodowej.
JACKU!
Dzisiaj pisząc te wspomnienia mam świadomość, że nie oddają one w pełni Twojej osobowości. Wspomnę jednak o dwu przykładach.
Pierwszy to perfekcjonizm Twojej pracy. Podczas dużych ćwiczeń batalion otrzymał zadanie drugoplanowe o rozmiarze epizodycznym. Ty Jacku podszedłeś do zadania ambitnie, wszystkie samochody wyglądały jak z taśmy produkcyjnej. Podczas ćwiczeń, gdy kolumna batalionu przejeżdżała poznaniacy podchodzili do regulujących żołnierzy kierujących ruchem z pytaniem co to za jednostka, która posiada wszystkie nowe samochody. Było to największe uznanie jakie Jacku mogłeś uzyskać za swoją pracę.
Drugi to szybkość i trafność podejmowania decyzji. Ruchliwą krajową drogą kolumna batalionowa przemieszczała się w rejon ćwiczeń. Na końcu kolumny jechał samochód plutonu gospodarczego z przyczepą zładowaną drewnem opałowym. Kilkaset metrów dalej jechał porucznik Jacek Kuliński z mechanikami jako techniczne zabezpieczenie kolumny. W środku wioski na ostrym zakręcie mocowania drewna pękły i całe drewno pokryło jezdnię i chodniki. Po kilku minutach nadjechał Jacek ze swoją ekipą szybko ocenił sytuację. Usuwanie drewna własnymi siłami potrwa około godziny, na ruchliwej drodze wydarzenie stanowi duże prawdopodobieństwo wypadków drogowych. W tej sytuacji zwrócił się do mieszkańców okolicznych domów obserwujących wydarzenie z chodników. Każda ilość drewna które zbierzecie jest wasza. W ciągu kilkunastu minut, tyle co trwało przygotowanie przyczepy do dalszej jazdy zniknęło drewno z jezdni. Nie doszło do żadnego wypadku dzięki szybkiej decyzji oficera.
Drogi Jacku byłeś sympatycznym podwładnym i dobrym Kolegą. Cześć Twojej pamięci.
płk mgr inż. w st. spocz. Witold Kowalski |
|
W tym samym okresie w II batalionie dowodzenia, ale na stanowisku inżyniera o specjalności telefoniczno-telegraficznej pełnił obowiązki por. mgr inż. Andrzej Hetman, obecnie podpułkownik w stanie spoczynku mieszkający w Olsztynie. Tak dziś wspomina zmarłego mjr mgr inż. Jacka Kulińskiego: |
||||
"Miło jest, gdy grupa Kolegów, starych znajomych zbierze się przy kawie czy lampce wina, by powspominać wspólnie przeżyte chwile lub jakieś wydarzenia. | ||||
Zwykle nabierają one po czasie cech bardziej zabawnych i mniej uciążliwych, niż były w rzeczywistości. Ale bywa i tak, że po wielu latach, grono to jest pomniejszone, bo ktoś już odszedł na zawsze. Wtedy bardziej ważne stają się wspomnienia dotyczące tej właśnie brakującej osoby.
Tym razem tak się stało. W styczniu 2019 roku dotarła informacja, że nie żyje nasz drogi Kolega - mjr mgr inż. Jacek Kuliński. Dla mnie - po prostu - Jacek.
Spędziłem z Nim w pracy i poza nią wiele lat. Czas płynie szybko, ale mnie się wydaje, że to było tak niedawno. Do zespołu naszej "batalionowej sekcji technicznej" dołączył jesienią 1973 roku. Nasza grupa "gwiazdkowych" młodych oficerów technicznych powiększyła się o kolejnego absolwenta Wojskowej Akademii Technicznej.
Wprawdzie każdy z nas odpowiadał za inny dział, jednak wszystko wskazywało na to, że stworzymy silną ekipę dbającą o sprawność będącego na stanie batalionu sprzętu. Jacek nie miał zbyt wiele czasu, by spokojnie wchodzić w zakres swoich obowiązków na stanowisku technika batalionu. Częste ćwiczenia, przeglądy stanu technicznego sprzętu, szkolenia kierowców, obsługi techniczne i wiele innych przedsięwzięć spowodowały, że Jacek w bardzo krótkim czasie stał się doskonałym fachowcem w swojej dziedzinie.
Oprócz szerokiej wiedzy teoretycznej i praktycznej w zakresie eksploatacji pojazdów mechanicznych, wykazywał się znaczącymi umiejętnościami organizacyjnymi i dowódczymi. Do dziś jestem pełen podziwu, że Jacek potrafił z pamięci i bez zastanawiania się podać nr rejestracyjny pojazdu, jaki sprzęt łączności na nim zamontowany i jaki kierowca ten pojazd obsługuje. Samochodów na stanie batalionu - o ile dobrze pamiętam - łącznie z ZN było około 102.
Wspomniałem o dużych umiejętnościach organizacyjnych Jacka. Szczególnie widoczne one były w trakcie przemarszów kolumn do rejonów ćwiczeń. Od Niego zależało czy wszystkie pojazdy dotrą na czas do miejsc lokalizacji węzłów łączności i wreszcie czy bezawaryjnie powrócą do garnizonu.
Bardzo sprawnie planował i realizował obsługi sezonowe (wiosenne i jesienne) sprzętu samochodowego. Uwzględniając nie zawsze idealne wyszkolenie kierowców i mechaników, organizacja tego typu przedsięwzięć wymagała wysokiego zaangażowania i dyscypliny.
Ale, żeby te wspomnienia nie były tylko merytoryczne, przytoczę anegdotkę związaną z obsługą sezonową wiosenną (roku nie pamiętam). Miałem wtedy przyjemność pełnić obowiązki pomocnika dowódcy batalionu d/s technicznych. Był piątek lub sobota, kończący się tydzień wytężonej pracy przy "przejściu" pojazdów z okresu zimowego na letni. Na każdy dzień było zaplanowanych kilka pojazdów do obsługi. Tego dnia Jacek, przed wyjściem z kierowcami na garaże, zwraca się do mnie: "Andrzej, dzisiaj się trochę poobijamy, jestem zdecydowanie do przodu. Wcześniej się skończy, wcześniej się pójdzie do domu". Ja na to: "Rób jak chcesz, ale uważaj żeby "nie zmoczyć" jak przyjdzie płk Szydełko (Szef Służb Technicznych Brygady). Powykładaj mnóstwo narzędzi i jakiegoś złomu obok obsługiwanych "samochodów", niech to wygląda, że praca wre". Około południa (może 11) pojawia się sygnał "wyprowadzić pojazdy do rejonów zbiórki" - jest to sprawdzenie elementu gotowości bojowej przez komisję z Okręgu. Oczywiście udałem się szybko na garaże i stwierdziłem, że prawie wszystkie pojazdy stoją zgodnie z ustaloną kolejnością w kolumnie w rejonie zbiórki. Członek okręgowej komisji, który pojawił się po paru minutach, nie był w stanie uwierzyć, że 100% samochodów znalazło się w nakazanym miejscu i określonym czasie. Koniecznie chciał wykryć brak przynajmniej jednego, dlatego biegaliśmy wzdłuż całej kolumny parę razy, by wskazać pojazd wyszukany w książce ewidencji przez kontrolującego. Ja też byłem pewny, że jeden AZS i jeszcze któraś aparatownia nie była w stanie przemieścić się nawet o metr. Po przyjęciu gratulacji i odejściu oficera, Jacek uśmiechnięty i zadowolony oświadcza: "Widzisz, lenistwo czasem też się opłaca. Miałem czas nawet te "wraki" przetransportować na holu". Cały Jacek, pomyślałem i także z uśmiechem przyznałem Mu rację.
Jako człowiek, Jacek był dobrym, życzliwym i serdecznym kolegą. Umiał słuchać rad i słusznych uwag, a także sam udzielać życzliwej i przydatnej porady wynikającej z Jego wiedzy i doświadczenia. Lubiłem i szanowałem Jacka. Jestem przekonany, że podobne uczucia żywili względem Niego nasi przełożeni i Jego podwładni kierowcy i mechanicy.
Bardzo mile wspominam ten okres wspólnej pracy w batalionie. Jednak ze względu na pogarszający się stan mojego zdrowia zdecydowałem się na zmianę stanowiska. W dniu 30 kwietnia 1978 roku rozstałem się z Kolegami, zostałem przeniesiony na moją prośbę do garnizonu Olsztyn.
Jak się później dowiedziałem Jacek po kilku latach również zmienił stanowisko i przeniósł się do garnizonu Inowrocław.
Ze swojej strony bardzo żałuję, że nie miałem okazji spotkać się z Jackiem na którymś ze "Spotkań Pokoleń". Tak się złożyło, że na II Spotkaniu Pokoleń w dniu 28 czerwca 2007 roku Jacek był obecny, natomiast ja ze względu na stan zdrowia nie mogłem uczestniczyć i tak od 1978 roku już się nie widzieliśmy.
Dzieląc smutek i żal wraz z Jego Rodziną i Najbliższymi, pocieszam się, że Jacek pozostanie w mojej pamięci jako bardzo fajny, uczciwy i przyjazny Kolega.
ppłk mgr inż. w st. spocz. Andrzej Hetman |
|
|
Tak wspomina zmarłego mjr mgr inż. Jacka Kulińskiego pełniący wówczas obowiązki pomocnika d/s. technicznych dowódcy II batalionu dowodzenia por. mgr inż. Jerzy Miszkowicz, obecnie podpułkownik w stanie spoczynku. |
|||
"Gdy sięgam pamięcią wstecz, a minęło już blisko trzydzieści lat od wspólnej służby i pracy z Jackiem, wraca skojarzenie "Jacek? z pewnością na garażach". |
||||
Tak było, szczupły młody człowiek, wspaniały Kolega i doskonały fachowiec. Kierował czeredką swoich kierowców, matkując im, uczył ich, otaczał opieką niejednokrotnie wykłócając się o ich prawa. Samochodziarz, jak się na co dzień mówiło, to nie był łatwy kawałek chleba.
|
||
Ppor. Jacek Kuliński podczas wypełniania niezbędnych dokumentów. |
||
W koszarach praca na okrągło, tym bardziej, że często brakowało niezbędnych części i podzespołów. Jacek potrafił wyczarować potrzebną część praktycznie ze złomu i auto ożywało. Miał pod opieką kilkadziesiąt samochodów z których większa część musiała dotrzeć w rejon wykonywania zadania. I było wręcz regułą, że kiedy większość sprzętu i ludzi dotarła w wyznaczony rejon i wypoczywała, Jacek docierał nad ranem z ostatnimi, niezbędnymi do funkcjonowania węzła, pojazdami ze sprzętem.
|
||
Jak już dotarł na miejsce to
znalazł czas na rozmowę z Kolegami. |
||
Taki był, nie ustępował, musiał dopiąć swego, wywiązać się z obowiązku, aby nie zawieść wierzących w niego ludzi.
Otwarta głowa, miał wiele pomysłów ułatwiających życie przy obsłudze i naprawie samochodów i wcielał je w życie przy okazji tworząc wiele projektów racjonalizatorskich.
Na co dzień wesoły, bardzo koleżeński i uczynny, nastawiony przyjaźnie do otoczenia i przez wszystkich lubiany. Naprawdę, żyło i pracowało się z Nim z przyjemnością.
ppłk mgr inż. w st. spocz.
Jerzy Miszkowicz |
|
W II batalionie dowodzenia od 1976 roku na stanowisku inżyniera do spraw łączności radiowej był ppor. inż. Marek Kiersztyn, obecnie podpułkownik w stanie spoczynku. Dzisiaj tak wspomina zmarłego Kolegę mjr mgr inż. Jacka Kulińskiego. |
||||
Jacka poznałem z chwilą przeniesienia mnie w 1976 roku ze stanowiska dowódcy plutonu radiowego w I batalionie dowodzenia, gdzie odbywałem staż dowódczy - do sztabu II batalionu dowodzenia. |
||||
Jacek pracował tam na stanowisku technika samochodowego batalionu. Ja zostałem wyznaczony na stanowisko inżyniera do spraw łączności radiowej. Początkowo obowiązki pełniłem czasowo, bo etat inżyniera był zajęty przez jakiegoś sportowca z Wojskowego Klubu Sportowego Zawisza w Bydgoszczy.
Razem z nami pracował jeszcze drugi inżynier (do spraw łączności przewodowej) – kolega kpt. Andrzej Hetman. Wszyscy troje podlegaliśmy zastępcy dowódcy batalionu do spraw technicznych koledze porucznikowi (krótko później kapitanowi) inż. Jurkowi Miszkowiczowi.
Z Jackiem jak i z pozostałymi kolegami mieliśmy wiele wspólnego i prywatnie sporo wspólnych tematów, bo wszyscy byliśmy absolwentami WAT-u. Niejednokrotnie wspominaliśmy naszych dowódców, wykładowców i najcięższe egzaminy, które musieliśmy pokonywać na studiach ...
Nasz dowódca batalionu - wówczas major Witold Kowalski będąc świeżo upieczonym inżynierem, także po tej samej uczelni, wykorzystywał nasze przygotowanie zawodowe wdrażając różne nowatorskie metody organizacji pracy, kontroli utrzymania i parametrów sprzętu oraz jego obsług technicznych.
Jacek w zamyśle dowódcy był prawie całkowicie samodzielny jeśli chodzi o dbałość o sprawność i realizację napraw oraz remontów pojazdów samochodowych. Podlegali mu mechanicy plutonu zabezpieczenia a także kierował drobnymi naprawami realizowanymi w pododdziałach. Po całodziennej pracy na garażach nim wrócił do naszej kancelarii, pierwsze swe kroki kierował do gabinetu dowódcy batalionu, gdzie zdawał dokładną relację z przebiegu realizacji zadań w parku samochodowym. Dowódca batalionu prowadząc później codzienną odprawę zadaniową z dowódcami kompanii miał wtedy "gorące" konkretne dane i argumenty. Podnosił w ten sposób prestiż swego „szefa służby samochodowej”. Tak więc opinia Jacka jako fachowca i kierującego eksploatacją pojazdów była niepodważalna a decyzje dotyczące porządku w parku samochodowym i dotyczące eksploatacji pojazdów wręcz "święte".
Gdy Jacek w końcu pod koniec dnia wracał do kancelarii to był zawsze obłożony plikami dokumentów (zdjęcie z kancelarii dołączone do wspomnień Jurka przedstawia ten moment): zapotrzebowaniami na części, kartami roboczymi oraz rozkazami wyjazdów, których rozliczenie też weryfikował. Dość często też opracowywał dokumentację jakiś wniosków racjonalizatorskich, których na swym koncie miał bardzo dużo.
Podczas wyjazdów na jakieś zajęcia w polu dowodził najczęściej grupą holowników i remontowo-naprawczą na końcu kolumny. Ja także często jechałem ostatnim pojazdem w kolumnie i będąc "okiem i uchem" naszego dowódcy batalionu składałem przez radio meldunki techniczne ile pojazdów będzie holowanych lub co będzie naprawione w drodze. Dopiero na miejscu w lesie ekipa Jacka, wzmocniona przez siły przydzielone z Pułku "ruszała do dalszego boju", wykonując poważniejsze naprawy i remonty. Zdarzało się, że aparatownia włączona już w system łączności normalnie pracowała na węźle łączności a nad jej kabiną (po zdjęciu dachu) wisiał na podnośniku wyjęty z samochodu cały silnik ze skrzynią biegów. Na około oczywiście krzątał się i pracował Jacek ze swoją "czeredką".
Charakter i operatywność Jacka może zilustrować opis pewnego wyjazdu batalionu w kierunku granicy NRD na ćwiczenie p.k. „Zachód-77”, który opisałem w naszej historii pod datą 28 maja 1977 roku. Zdarzyło się, że we wiozącej drewno na opał przyczepie załadowanej prawie po dach, na zakręcie zerwały się zawiasy burt. Cała zawartość zatarasowała szosę krajową S-22 w kierunku na Gorzów. Gdy Jacek dojechał na miejsce zdarzenia i zobaczył bezradnych naszych żołnierzy, kolejkę cywilnych samochodów jadących w drugą stronę i wielu cywilnych gapiów, po krótkiej ocenie sytuacji zwracając się w kierunku cywili rzucił krótkie zdanie: „CHCECIE ? TO BIERZCIE ! TYLKO SZYBKO !” Po kilkunastu minutach jezdnia była wysprzątana. Przyczepę odholowano do Wałcza a batalion planowo dojechał w rejon miejscowości Góralice.
Taki był Nasz Jacek ! Wiódł w tym czasie może beztroskie, kawalerskie życie, ale był dobrym, lubianym kolegą i dobrym fachowcem. Spoczywaj w pokoju ... Jacku !
ppłk mgr inż. w st. spocz. Marek Kiersztyn |
|
|
Ppłk inż. w st.
spocz. Grzegorz Rutkowski - w tamtym okresie byłem w stopniu porucznika i
dowodziłem kompanią sieci wewnętrznej. |
|||
Serdeczny Kolega, zawsze służył nam radą i pomocą, zawdzięczaliśmy Jackowi bardzo wiele, my dowódcy pododdziałów, gdyż wiele spraw, które były związane z kierowcami, z transportem i jego problemami rozwiązywał osobiście pomijając dowództwo batalionu. |
||||
W tamtym okresie odbywało się dużo ćwiczeń, rozwijanie sieci kablowych w terenie bardzo urozmaiconym, w warunkach zarówno letnich jak i zimowych. Wspomnę tylko o niektórych, takich jak: "TARCZA-76" na poligonie w Toruniu, "LUTY-77" w Żaganiu jak również "WRZESIEŃ-77" w miejscowości Czarne.
Kolega por. Jacek Kuliński dwoił się i troił, aby każdy pojazd był przygotowany na czas do wyjazdu, aby dojechał w wyznaczone miejsce i w wyznaczonym czasie. Wiele godzin poświęcał na szkolenia kierowców, gdyż przemieszczanie sprzętu przeważnie odbywało się transportem kołowym.
Jackowi zawdzięczamy to, że wszystkie przejazdy naszych kolumn samochodowych przebiegały bardzo sprawnie, bez tragicznych wypadków samochodowych.
Od 1978 roku oddaliliśmy się od siebie. Ja przekazałem obowiązki dowódcy kompanii i odszedłem na inne stanowisko. Jacek również zmienił stanowisko i przyjął obowiązki technika w kompanii remontowej. Przybyło Mu więcej zadań, ale byliśmy nadal w tej samej jednostce i mogliśmy się spotykać.
Dopiero od 1982 roku nasze drogi się rozeszły, Jacek na własną prośbę przeniósł się do garnizonu Inowrocław, gdzie pełnił służbę do odejścia na emeryturę.
Ponownie spotkaliśmy się z Jackiem w trakcie "II-go Spotkania Pokoleń" w dniu 28 czerwca 2007 roku. Wśród 114 uczestników był również mjr mgr inż. w st. spocz. Jacek Kuliński.
Powspominaliśmy dawne młode lata służby wojskowej, przypomnieliśmy sobie niektóre zacierające się już z upływem lat wydarzenia, jednak serdeczność, uśmiech i pogoda ducha Jacka pozostała niezmienna.
Kilka zdjęć z tego spotkania.
Uczestnicy "II Spotkania Pokoleń"
zapalają znicze na Cmentarzu Wojennym Wałcz-Bukowina. Jednym z Nich jest mjr mgr inż. w st. spocz. Jacek KULIŃSKI (na prawym zdjęciu -pierwszy z prawej). |
||||
Mjr w st. spocz.
Jacek KULIŃSKI (w pierwszym szeregu czwarty z prawej). |
Od lewej: Jacek Kuliński, Zbigniew Zawało, Edward Rurarz, Edward Żak. | |||
Przed wejściem na stołówkę. Od lewej: Sławoj Walewski, Jacek Kuliński, Andrzej Spiżewski, Jerzy Szyszko. |
Obiad na stołówce żołnierskiej. |
|||
|
||
Biesiada w Klubie Brygady. |
||
JACKU!
Za swoją pracę i służbę zdobyłeś szacunek i uznanie przełożonych oraz podwładnych.
Zasłużyłeś sobie na najwyższe wyróżnienie jakim jest uznanie i pamięć
– NAS - ŻOŁNIERZY!
Cześć Twojej pamięci – Spoczywaj w pokoju.
|
||
A ten znicz niech płonie Ci wiecznie. |
||
Materiał zebrał i opracował: ppłk w st. spocz. Grzegorz RUTKOWSKI.
Zdjęcia dostarczyli: ppłk w st. spocz. Jerzy MISZKOWICZ,
mł. chor. w st. spocz. Henryk WLAŹ.